niedziela, 21 września 2014

Beskid Niski rowerowo

Był gorący lipcowy tydzień. Kończył się powoli czwartek, a ja czułem, że usycham w mieście i potrzebuję odskoczni od codzienności. Rok wcześniej miałem swój pierwszy raz. Samotny wyjazd rowerowy w Bieszczady. To wtedy zapałałem miłością do gór. Wcześniej nikt mi tej miłości nie zaszczepił, dlatego przyszła tak późno.
Zastanawiałem się co zrobić z tygodniowym urlopem. Wybór gór nie był jeszcze wtedy oczywisty - ale zatłoczone Tatry ani Sudety mnie nie pociągały. Wybór padł na Beskid Niski.
Ze wschodu na zachód. Od Komańczy po Tarnów.
Nocnym szynobusem z Rzeszowa do Komańczy. Tam zaczęła się moja z Beskidem Niskim przygoda. Pierwszy nocleg - równie magiczny - na polu namiotowym w Jasielu.
Pole namiotowe w Jasielu



Potem przez Jaśliska do Zyndranowej.

Kapliczka na Jaśliskami







Przełęcz Beskid nad Czeremchą





Krótki wypad na Słowację.



Chatka w Zyndranowej


Potem długa droga do magicznej Nieznajowej - miejsca do którego powracam z nieskrywaną przyjemnością oraz dalsze kilometry pedałowania. W górę i w dół.








Mgłby nad Nieznajową














Nigdy - żadne góry, wyższe, piękniejsze, bardziej doceniane w świecie i kraju - nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Nigdzie też nie spotkałem takich ludzi. Spośród niewielu spotkanych - każdy był wyjątkowy i mimo iż od tego lipca minęło już kilka lat. Każdego z napotkanych pamiętam do dzisiaj.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz