czwartek, 27 listopada 2014

Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu

Przyznam szczerze, że całymi latami miałem wstręt do skansenów. Kojarzyły mi się, z może i ładnymi ,domami, ale przede wszystkim z nudą, często brakiem podstawowych informacji o budynkach, ich przeznaczeniu i ich historii. Jeżeli ktokolwiek z Was ma podobne podejście - polecam odwiedzić skansen w Sierpcu.
Niemal w każdym budynku, był ktoś, kto osobiście, na żywo i z uśmiechem na twarzy opowiadał historę danego budnyku, życiu ludzi w nim oraz o uwczesnych zawodach. Można tam poznać pracę szewca, doktora, czy po prostu zobaczyć jak dawniej wyrabiano masło. Wszystko to w miłej atmosferze. 
Szczegóły, godziny otwarcia oraz aktualne atrakcje można znaleźć na tej stronie internetowej.








niedziela, 23 listopada 2014

Kanion Matka (Кањон Матка)

Będąc w Skopje, dłużej niż jeden dzień, warto poświęcić nieco czasu na wyprawę do nieodległego Kanionu Matka. Pokonanie 15km drogi, autobusem linii 12 odjeżdżającym spod zamku w centrum Skopje, przeniesie nas z gorącego centrum miasta, w nieco chłodniejsze miejsce, pełne przyrody i przygody.
Dziś poczciwe Zemuny zastąpiły w większości piętrowe Youtongi z Chin
 
Końcowy odcinek od pętli autobusowej należy pokonać pieszo. Droga jest nieco nużąca, ale warto tego dokonać. Po drodze - być może jeszcze uda Wam się odnaleźć schowany w jednym z ogródków polski akcent.
Niedługo za nim, mija się tor do kajakarstwa górskiego, skąd już widać tamę.
Dalej wzdłuż prawego brzegu zalewu biegnie szlak, nieoznaczony - ale nie sposób się zgubić. Jego początkowa część jest dobrze zabezpieczone. Są barierki, które później zamieniają się w liny do asekuracji, natomiast końcowy jego odcinek pozbawiony jest już całkiem zabezpieczeń. Trzeba iść dość ostrożnie by nie zjechać w dół do zalewu co nam się prawie zdażyło. 
Wycieczka do końca zalewu - miejsca gdzie wyraźnie zmienia się on w strumień, zajmuje kilka godzin. Warto wziąć ze sobą sporo wody, gdyż mimo chłodu od wody, słońce pali niemiłosiernie.
Widok z tamy




Pomocne linki


Tutaj nie było się już czego łapać :)





Wejście do jaskini znajdującej się na przeciwległym brzegu, można tam dopłynąć łódką, spod restaruacji przy zaporze.




czwartek, 20 listopada 2014

do Łopienki i okolice Rabe

Pogoda już prawie zimowa. Dziś w Warszawie widziałem za oknem, pierwsze nieśmiało spadające z nieba płatki śniegu.
Dlatego też, dziś, w odpoczynku od ciepła Madery, powspominam chłodny dzień w Bieszczadach. Ostatni z naszej (mojej z psem) wędrówki po tych pięknych górach, z przełomu października i listopada.

Przyznam szczerze, że przed wyjazdem w Bieszczady nieco się zasiedziałem. Także po kilku dniach chodzenia po górach, zarówno ja, jak i Gomez byliśmy nieco obolali. Dlatego na ostatni dzień wybór padł na Łopienkę - jako krótki przyjemny spacer oraz Rabe - by napić się mineralnej wody.

Nie wiem dlaczego, ale droga wiodąca do Łopienki bardzo mi się podobała. Stała się moją drugą ulubioną (po drodze do Balnicy) drogą w Bieszczadach.
Po lekkim i przyjemnym kilkukilometrowym spacerze, przede mną, ukazała się dolina Łopienki, z jedną z najbardziej znanych cerkwi w Bieszczadach.




Można było zajrzeć do środka, obejrzeć dokładnie każdy szczegół i nacieszyć się ciszą, gdyż ze względu na pogodę, nie było wielu chętnych na taki spacer.
Pochodziłem potem trochę po dolinie, starając się wyobrazić sobie czasy, gdy była to wieś, tętniąca życiem, pełna domów i ludzi. Chyba przez moment nawet mi się to udało.

 Później, ruszyłem w góre doliny, na jej skraj odwiedzić bazę namiotową AKT Warszawa, o której wiele słyszałem, m.in. od znajomych z pracy którzy udzielają się w klubie.



Z Łopienki, samochodem, pojechałem w stronę Rabe. Tam odbyłem bardzo krótki spacer, do źródła i rezerwatu Gołoborze.
Przez ten niewielki rezerwat poprowadzono ścieżkę dydaktyczną. Jej koniec znajduje się przy wjeździe do kamieniołomu.






Choć od tego wyjazdu minęło zaledwie czterdzieści kilka dni, już tęsknię do polskich gór. Mam nadzieję, że już niedługo zobaczę je ponownie.


niedziela, 16 listopada 2014

Samochodowa Tour de Madeira

Będąc na Maderze, warto choć na jeden dzień wypożyczyć samochód, by objechać dookoła tę uroczą wyspę. Nam podczas tego objazdu bardzo nie sprzyjała pogoda. O ile nad samym oceanem, raczej nie padało, o tyle nawet minimalne przesunięcie się wgłąb wyspy, powodowało ulewny deszcz. Niestety sprawiło to, że żadnych z dwóch zaplanowanych do przejścia Levad nie udało nam się przejść...
Pierwszą miejscowością na naszej trasie była Santana. Miasto to słynie z zachowanych i ładnie odnowionych domków krytych strzechą, których kiedyś pełno było na Maderze. Dodatkowo tuż obok miejscowości znajduje się ciekawy skansen - jednak z powodu deszczu zrezygnowaliśmy z jego zwiedzania.

Przejazd północnym wybrzeżem to ciągłe wspinanie się i zjeżdżanie po serpentynach. 


Kolejnym punktem zatrzymania było São Vicente, jednak ze względu na ulewny akurat deszcz, ograniczyliśmy się do wypicia espresso, w jednym z tutejszych kawiarni.



Dalej udaliśmy się do Porto Moniz. Miasteczko to słynie z naturanych, wulkanicznych basenów oceanicznych. Z oczywistych powodów zrezygnowaliśmy z kąpieli :)

Stąd już bez postojów udaliśmy się do Ponta do Pargo - najdalej na zachód wysuniętej części wyspy. Pogoda znacząco się poprawiła wizualnie, jednak pojawił się niezwykle przenikliwy wiatr.

 Dalej kierując się na wschód pojechaliśmy w stronę końca wycieczki. Zbliżając się do Fuchal, postanowiliśmy po raz ostatni spróbować sił z górami. Wjechaliśmy na najwyższy szczyt Madery dostępny kierującym pojazdami mechanicznymi Pico do Aireeiro, licząc na to, że uda się nam przebić przez chmury i zobaczyć zachód słońca. Niestety - nie udało się, czego dowód poniżej...